Z talerzem po Lublinie cz. 1 – Zatestowane z wizytą w Armenii *.

Armenia ah ta Armenia …to była przyjemność od chwili gdy nasz wzrok zaczął błądzić po karcie przez pierwszy kęs aż do pożegnania.  Zakochałyśmy się … ale zacznijmy od początku.

 Bez wątpienia żadnego innego miejsca nie mogłyśmy się tak doczekać jak Armenii, która zbiera same pozytywne oceny wśród odwiedzających. Zastanawiałyśmy się czy nie są to opinie na wyrost, ale od samego wejścia znalazły one swoje potwierdzenie. Już wraz z przekroczeniem progu zostałyśmy serdecznie przywitane i zaproszone do środka, jak nam się wydaje, przez samych właścicieli co sprawiło że poczułyśmy się niemal jak VIPy. Do tego w czwartkowe popołudnie nie znalazłyśmy tam tłumów i miałyśmy niemalże całą restaurację dla siebie. Po zobaczeniu menu każda pozycja brzmiała tak smakowicie że zapragnęłyśmy spróbowania wszystkiego i pożałowałyśmy, że musimy się na coś zdecydować. Wybór padł na dwa dania: Lamadżu i Czebureki.

Pierwsze z nich to cienkie placuszki na których znajdowała się pasta z papryki oraz pomidorów, przełożone mięsem wołowym i posypane ziołami. Brzmi dosyć ubogo, ale całość ledwo mieściła się na talerzu i spokojnie najadłyby się tym dwie osoby. Przynajmniej dla Tej Starszej było to za dużo, co nie oznacza, że wszystkiego nie zjadła. Od takich pyszności nie da się oderwać.

Ta Młodsza z kolei dostała wielkiego pieroga z chrupiącego ciasta, faszerowanego mięsem wołowo-cielęcym. Danie na pierwszy rzut oka troszkę enigmatyczne, ale po dobraniu się do środka okazało się równie dobre jak Lamadżu.

Do obu dań dostałyśmy specjalny „eliksir” na bazie chyba kefiru (znawcami nie jesteśmy, więc polegamy tylko na swoich kubkach smakowych) o lekko słonawym smaku, który fajne komponował się z daniami. Do tego w chwili gdy zajadałyśmy się i ekscytowałyśmy się każdym kawałkiem w tle leciała spokojna nastrojowa muzyka, nieprzeszkadzająca w normalnej rozmowie, ale wraz z przepięknym ale przytulnym wystrojem nadawała charakter całemu miejscu. W skrócie wszystko tworzyło zgrabną całość.

Po pierwszej wizycie stwierdziłyśmy że uwiebiamy tą restauracje i na pewno do niej niejednokrotnie wrócimy. Zwłaszcza, że Ta Starsza lubi Armenię jeszcze za jedną rzecz – jest blisko biblioteki i teatru, co niedość, że od razu plasuje ją, w jej prywatnym rankingu, wyżej niż inne restauracje, to jeszcze bardzo często obok niej przechodzi. Nietrudno, więc będzie znaleźć okazję do posmakowanie innych dań. Nie ukrywamy, że naszym celem jest skosztowanie wszystkiego z karty, co dzięki niskim cenom nie jest czymś trudnym. Kolacja czy obiad w Armenii nie nadszarpnie studenckiego budżetu.

Podsumowując dajemy Armenii 10\10, co oznacza, że nawet jakby podnieśli ceny to się nie obrazimy =D

Zatestowane


*Restauracja Armenia znajduje się w Lublinie przy ul. Narutowicza 27

Dodaj komentarz